Istnieje w nas głębokie pragnienie “puszczania”, pozbycia się tych części nas, które sprawiają kłopot
lub przeszkadzają i które, jak uważamy, stoją nam na przeszkodzie do pełni wolności i pełni życia.
Często towarzyszy temu poczucie wstydu czy frustracji, że nie jesteśmy w stanie po prostu odpuścić
– postrzegane jako brak sukcesu stając się w pewnym sensie narzędziem agresji i porzucenia siebie,
wchodząc znów w schemat postępowania odrzucający jakąś część nas, która to znowu nie jest
wystarczająca. Przypominać to może do złudzenia głosy pochodzące z naszej przeżytej historii, gdy
słyszeliśmy napomnienia “przestań płakać”, “nie ma po co się tak smucić”, “otrząśnij się, już czas
wziąć się w garść”, “nie ma o co się tak złościć”…
A co by było, gdyby zamiast nacisku woli na “puszczenie” tego, co nam się nie podoba i nam
przeszkadza, zwrócilibyśmy się w kierunku tego, co się w nas pojawia i w ten bardzo znaczący
sposób pragnie być zauważone i objęte, bez robienia z tego patologii, bez żadnej potrzeby, żeby to
puścić? A co by było, gdyby stworzyć środowisko w laboratorium Twojego ciała, serca i uwagi, aby
wszystko co się pojawia było przyjęte jako informacja, w żaden sposób nie przeszkadzająca w
drodze do realizacji pełni Twojego życia?
To wcale nie znaczy, że będziesz to lubił, że będzie to płynne i łagodne. Nie oznacza to, że będzie to
odpowiadało Twojej Nadziei, wyobrażeniom czy marzeniom o tym, czym jest Twój własny los,
Twoja relacja, czy życie. Istnieje taka szansa, że gdy spotkasz się z tą informacją, obejmiesz ją,
pomieścisz w sobie, ona ujawni swoją prawdziwą naturę – swoją medicine. Wtedy to nie my będziemy puszczać, lecz to puści nas. To doświadczenie zostanie zobaczone, objęte, pomieszczone i otoczone miłością. Nie znaczy to, że doświadczenie, które nam się nie podoba zniknie i zostanie zastąpione jakimś
nowym lepszym. Zauważając i przyjmując tę informację i to doświadczenie w laboratorium swego ciała, serca i ducha, podejmujesz ryzyko zakończenia swojej wewnętrznej wojny – samej ze sobą.
I wcale nie ma konieczności przecież, by lubić lub być zadowoloną z tych doświadczeń.
Czułość, przyjacielskość, czucie siebie i dla siebie, w czasie gdy boli i jest niewygodne.
Oto czas stawania oko w oko z ciemniejszą stroną naszej istoty, dając jej przestrzeń na manifestację
swojej natury, bez zawstydzania siebie z powodu tego, co zostało ujawnione, ani nie traktując tego
jako dowodu naszej porażki i niekompetencji w rozwoju duchowym.
Istnienie tej części nas może świadczyć o tym, że robiliśmy kiedyś, gdy byliśmy mali, co w naszej
mocy, starając się zapobiec przytłoczeniu, zalaniu przez rozpacz czy żal. Była to jedyna możliwa
droga, jaką obraliśmy, by ochronić życie, jakim jesteśmy.
Podejmując teraz świadomy krok spojrzenia na siebie, nie miejmy ustalonych kroków, planów,
celów. Uważnie i świadomie przyjmujmy wszystkie stany naszej duchowej i emocjonalnej pogody –
zarówno sztormy i tsunami, jak i słońce, ciepłe i palące kości, jak i wilgoć i zimno.
Wszystko to jest pogodą.
Świat natury, do którego należymy, jest zarówno kreatywny jak i destrukcyjny i… obejmuje wszystko, co jest pomiędzy.
Brama do tego, kim jesteś i kim się stajesz.
I see You.
(… podążając za Mattem Licatą
i listami od Małgorzaty Lisowskiej, Marty Martynowicz, Miry Jakubowskiej i Gosi Calińskiej.)