Miłość do siebie samej / siebie samego wymaga praktyki – pogłębiania odczuwania istoty bliskości ze sobą i swoich relacji: z ciałem, z przestrzenią w jakiej funkcjonujesz, z tymi, z którymi jesteś w swojej codzienności. Codziennie. Codziennie.
“Kochać to nie znaczy przeżywać gwałtowne porywy, stany ekstatyczne i szalone namiętności- choć i to, oczywiście, się liczy. Kochać to przede wszystkim być ciągle uważnym na rzeczy i istoty: wymyślać tysiąc delikatności. Miłość miniaturyzuje się, schodzi do rzeczy drobnych.
Powoli odkrywa się, że w miłości nie można: ani zmuszać, ani rządzić, ani niszczyć tego, co ona stworzyła, ani niszczyć darów, które ona przyniosła, ani kochać kogoś, kogo się boimy.”
Podążając za myślą Blaise Pascal, miłość to uważne pielęgnowanie delikatnych połączeń jakie miłość tworzy.
- Pielęgnowanie bezpiecznego otoczenia by mogła rozwijać swoją delikatną naturę.
- Ruch i jego natura sprzyja miłości – Movement is Medicine Poruszanie się i widzenie zmieniających się obrazów ma potężny wpływa na nasz układ nerwowy. Powoduje między innymi wyciszenie aktywności ciała migdałowatego, które generuje uczucie strachu, zagrożenia i niepokoju. A nie możemy kochać tego, czego się boimy. Możemy być przywiązani do tego uczucia lęku – bo oddziela nas to od innych uczuć. Daje szansę tylko trwać, w oddzieleniu obchodzić się z „obiektami” miłości, obsługiwać być obsługiwanym. Tłumi odczuwanie miłości, w tym tej do siebie. A gdy nie możemy zająć sami sobą z miłością – jakże nam kochać i pielęgnować miłość do innych.
- Częścią tej miłosnej historii jest akceptacja – jest jednak niebezpieczne rozumienie akceptacji, które króluje jako rodzaj bajpasu czucia. Uwiliśmy sobie niebezpieczne rozumienie pojęć, które oddzielają nas od zajmowania się istotą nas samych, biorąc „akceptację” i „poddanie się flow życia” jako wytłumaczenie braku czułości dla siebie i swoich uczuć i pozostawanie wiernym „personie”, którą określamy „już taki jestem”, „tak widocznie miało być”. Funkcjonujemy by zadowolić świat zewnętrzny, by przetrwać, by inni widzieli i byli zadowoleni. Ta persona powstała w wyniku wielu przeżyć naszego życia, jest prawie doskonała jak strój Super bohatera przylega do nas tak ściśle, że właściwie nie czujemy, że to TO ma nad nami władzę. Staje się jak cień, bez którego mamy poczucie, że nie istniejemy, a z drugiej strony to właśnie utrzymanie tej postaci pochłania naszą całą żywotność, do której tak tęsknimy.
- By poczuć dotyk przepełnionej miłością delikatności rzeczy drobnych, potrzebujemy zajmować się sobą – wielu z nas doświadczyło w naszych osobistych podróżach jako małżonkowie, kochankowie, przyjaciele czy partnerzy w pracy, że ktoś nam bliski i ważny mówi coś raczej nieszkodliwego, albo nie reaguje od razu, albo reaguje tak jakbyśmy sobie tego nie życzyli, a nas w kilka sekund zalewają niewytłumaczalne uczucia strachu, wściekłości, często odrzucenia. Te „niechciane” doznania i emocjonalne wnioski wyzwalają uruchomienie mechanizmów walcz-uciekaj-zastygnij, które umożliwiły, wtedy gdy brak było wystarczająco bezpiecznej opieki, przetrwanie. Dzieje się to w ułamkach sekund. Uruchamia wiele mechanizmów obronnych, samooskarżanie, samokrytykowanie i racjonalizacja, a w efekcie odrzucenie i oddzielenie. Jakże wtedy daleko do delikatności, jakże wtedy jesteśmy rozproszeni i pozbawieni uważności – cała nasza energia życiowa i cały potencjał skierowany jest w kanał przetrwania, cała energia płynie w kierunku kontroli za pomocą starych, znanych ścieżek.
- Odwracanie i reorganizacja tych nawykowych ścieżek – zasiewanie ich współczującą i dostrojoną obecnością, jest jedną z podstawowych treści pracy i praktyki, do której zapraszam. Movement Medicine. Nakierowana uwaga na dostatecznie bezpieczne doświadczenie bliskości i odpowiedzi na nasze potrzeby bycia kochanym, widzianym, akceptowanym ze wszystkim, co stanowi naszą indywidualną jakość. W takim środowisku Twoja praca terapeutyczna w jakiej jesteś, praktyka duchowa jakiej jesteś dedykowany, kreatywna natura codzienności, w której wartością są drobne przejawy miłości, są coraz bardziej wyraźnymi smakami, za którymi wędrujemy, by czuć Życie.
- Możesz zawsze wrócić do życia jakie znasz… jeśli zechcesz. A tymczasem poczuj bicie serca – Żyjesz. Jesteś tutaj. Wszystko co kiedykolwiek się zdarzyło, każdy kogo spotkałeś doprowadził cię do momentu TUTAJ. Powtarzając za moimi nauczycielami – życie jest cudem, ty jesteś żywym tego przykładem i jest to tajemnica.
Ziemia wspiera Cię bezwarunkowo … oddech wpływa i wypływa – niezależnie czy uważasz, że na to zasługujesz … oto tajemnica, cud.
Ruch zawarty w oddechu, w delikatności ma moc przenoszenia nas do tego bezpiecznego miejsca, z którego akceptacja siebie, swojego cienia, swojej rozpaczy i złości, jest najwyższą formą ukochania Życia. Praktyka ma moc oduczania nas braku czasu na ten moment, by się zatrzymać. Praktyka w grupie, razem, ma też moc pielęgnowania delikatnych przejawów bezpiecznego odczuwania tego, co kiedyś było w przeżyciu zagrażające w relacjach.
Zaprzyjaźniaj się, pielęgnuj drobnymi przejawami delikatnej czułości siebie i swoje serce. - Oto propozycja, którą kiedyś dostałam od Wojtka Eichelbergera – potraktuj siebie jako swego najlepszego przyjaciela,
przytul się do siebie,
weź się na spacer,
przyjdź na praktykę,
dedykuj przestrzeń i czas, by stawać się…
Miłość miniaturyzuje się, schodzi do rzeczy drobnych i bardzo często banalnych,
dbajmy o te najmniejsze sygnały własnej potrzeby bliskości i traktujmy je z największą uwagą jeśli się pojawią;
zaprzyjaźniaj się z cieniem – w nim jest wielka energia i wiele wskazówek dla rozwijania opieki nad sobą.